JUŻ WKRÓTCE zapraszamy do wysłuchania pierwszego rozdziału audiobooka w znakomitym wykonaniu Filipa Kosiora.

Polski thriller medyczny Alicja Horn

Wywiad przeprowadził redaktor Adam Kowalczyk z wydawnictwa Faros

 

 

W związku z premierą Wysp szczęścia pióra Laury Orsetti zapraszamy Państwa do przeczytania wywiadu, którego Autorka udzieliła w czerwcu 2023 r. naszej Redakcji.

 

 

Adam Kowalczyk: Pierwsze pytanie nasuwa się samo – skąd zna Pani tak dobrze język polski?

 

Laura Orsetti: Kiedyś mieszkałam w Polsce, znajomość polskiego przyszła wtedy sama (śmiech). Tak naprawdę nie do końca sama, bo swego czasu wzięłam udział w bardzo intensywnym kursie języka polskiego dla obcokrajowców. Ale kiedy znałam już podstawy, reszta faktycznie była już „pestką”. Dużo rozmawiam, zwłaszcza z mężem, który koryguje moje błędy, czytam polskie książki, oglądam polskie filmy, słucham polskich piosenek…

 

AK: Efekty słychać!

 

LO: Dziękuję.

 

AK: A jak to się stało, że trafiła Pani do Polski?

 

LO: Mówiąc w skrócie, poszło o miłość. A konkretnie o miłość do mojego męża. Poznałam go wiele lat temu w Neapolu. Całkiem przypadkowo i w dość traumatycznych okolicznościach. Neapol nie był wtedy zbyt bezpieczny, właściwie nadal nie do końca jest. Któregoś dnia szłam brzegiem chodnika, kiedy pędzący ulicą motocyklista wyrwał mi torebkę. Upadłabym na pewno, gdyby nie podtrzymał mnie przechodzący obok mężczyzna. Tym mężczyzną okazał się mój późniejszy mąż.

 

AK: Odzyskała Pani torebkę?

 

LO: Nie, ale zyskałam męża (śmiech). Pomógł mi wtedy, zaprosił na kawę. Byłam trochę roztrzęsiona po tym wydarzeniu, a on spędził ze mną całe popołudnie. Podziałało to na mnie kojąco, bo jakże mogłoby inaczej – przystojny polski kapitan morskich okrętów, całkiem dobrze znający język włoski, a jeszcze lepiej angielski, mężczyzna szarmancki, z dużym poczuciem humoru... W trakcie rozmowy okazało się, że mamy wspólnych znajomych w biznesie żeglugowym. Dalej wszystko potoczyło się już samo. Mój przyszły mąż pracował wówczas dla jednego z czołowych armatorów statków wycieczkowych, mieszkał we Włoszech. Oczywiście, kiedy nie był na morzu. Po ślubie przez jakiś czas pływaliśmy i pracowaliśmy razem. Gdy matka mojego męża zachorowała, zdecydowaliśmy się przyjechać do Polski razem. Mieszkałam tu i prowadziłam normalne życie. Teściowa na szczęście z czasem wyzdrowiała, a ja cudownie wspominam tamten okres. Miałam (i nadal mam) wielu polskich przyjaciół, a wszyscy oni traktowali mnie z dużą serdecznością. Może dlatego, że dobrze gotuję (śmiech) i przygotowywałam im różne specjały kuchni włoskiej, którą w Polsce kochacie. Jedna z koleżanek nauczyła mnie z kolei gotować pierogi. Stałam się ich pasjonatką. Włoskie gnocchi się do nich nie porównują. Moja polszczyzna bardzo się poprawiła w czasie pobytu w Polsce, bo z wieloma przyjaciółmi rozmawiałam tylko po polsku.

 

AK: Pracowała Pani w Polsce? Czym się tu Pani zajmowała?

 

LO: Tym samym, czym we Włoszech. Jestem tłumaczem, zawodowo zajmuję się też pisaniem rozmaitych tekstów na zamówienie. Wszystko to mogę robić tak samo dobrze mieszkając w Sorrento, Gdańsku czy na Wyspie Świętego Krzysztofa. Po pracy zawodowej lubię relaksować się w ogrodzie i muszę przyznać, że z tym było trochę trudniej, ze względu na chłodny polski klimat i fakt, że nie miałam doświadczenia z gatunkami tutejszych roślin. Ale od czego są poradniki? Co prawda wiele rzeczy już zapomniałam, ale jestem pewna, że nadal mogłabym konkurować z niejednym polskim działkowiczem (śmiech).

 

AK: Ile zna Pani języków?

 

LO: Pięć. Włoski, angielski, polski, francuski i hiszpański.

 

AK: Kiedy tak Pani słucham, dostrzegam pewne podobieństwa między Pani życiem, a życiem Anny, głównej bohaterki Wysp Szczęścia. Spytam wprost, czy Anna jest Panią?

 

LO: Jeśli pyta pan o to, czy Wyspy Szczęścia są autobiografią, to odpowiem, że na pewno nie. Ale jest to jednocześnie powieść z wątkami autobiograficznymi, bo pewne historie, które opisałam w książce, rzeczywiście się w moim życiu zdarzyły. Co prawda nie jestem Anną, ale doskonale rozumiem swoją bohaterkę. Ja również wychowałam się w niewielkiej miejscowości, choć nie w Polsce, a na południu Włoch, i marzyłam o dalekich podróżach. Wtedy wydawało się to mało realne, ale jak Pan zapewne wie, ostatecznie udało mi się zwiedzić całkiem ładny kawał świata.

 

AK: No tak, wspomniane już przez Panią wielkie statki wycieczkowe... Jeden z nich odegrał niebanalną rolę również w Wyspach Szczęścia.

 

LO: Uwielbiałam pracę na statkach! Poznałam tam wielu wartościowych ludzi z całego świata i usłyszałam całe mnóstwo wzruszających historii. Niektórymi z nich podzieliłam się z Czytelnikami na kartach Wysp Szczęścia. Inne chciałabym opowiedzieć w kolejnych książkach. Nic dziwnego, że wielki statek musiał znaleźć się w mojej pierwszej powieści wydanej pod własnym nazwiskiem.

 

AK: Cieszę się, że planuje Pani kolejne książki! Wyspy Szczęścia były poddane w naszym wydawnictwie procesowi oceny przez trzech niezależnych, znanych z ostrej krytyki recenzentów. Recenzje wydawnicze tej powieści były jednak bardzo pozytywne, oceniono ją wyjątkowo wysoko. To zdarza się niezmiernie rzadko przy debiutach literackich… Jedna z recenzentek napisała, że Wyspy szczęścia, biorąc pod uwagę bardzo dojrzały styl i fascynującą fabułę, musiały wyjść spod pióra doświadczonej pisarki. Zdradzi Pani przyszłym czytelnikom swój literacki sekret?

 

LO: To proste, Wyspy szczęścia nie są moim debiutem. Piszę już od dawna, choć dla innych. Oprócz tłumaczeń zajmuję się również tzw. ghostwritingiem, czyli tworzeniem tekstów, również książek, na zamówienie, które publikowane są następnie pod nazwiskiem osoby, która takie teksty zamówiła. Jestem autorką całkiem pokaźnej liczby książek, niestety nie mogę zdradzić jakich (śmiech). Powiem tylko, że większość ukazała się we Włoszech, niektóre w bardzo renomowanych wydawnictwach, z długą tradycją na rynku wydawniczym. Wyspy szczęścia są jednak moją pierwszą powieścią w takim sensie, że mogłam wreszcie napisać w niej dokładnie o tym, o czym sama chciałam. A chciałam pisać o miłości, o trudnych relacjach międzyludzkich, o dramatach, jakie czasem nas spotykają. Jednocześnie starałam się, aby historia Anny, choć z początku smutna, była przykładem na to, że „nawet beznadziejny los może odmienić się dzięki niespodziewanemu przypadkowi” (cytat z książki – przyp. Redakcji). Swoimi opowieściami chciałabym dawać Czytelnikom nadzieję, że takie cudowne „niespodziewane przypadki” mogą któregoś dnia stać się również ich udziałem. Bo mogą, czego byłam nieraz świadkiem. Mam w zanadrzu wiele pięknych, prawdziwych historii z happy endem i bardzo chciałabym je wszystkie któregoś dnia opowiedzieć.

 

AK: A zatem tego właśnie Pani i Czytelnikom życzymy i mamy nadzieję, że kolejne książki opublikuje Pani w Polsce także w wydawnictwie Faros. Bardzo dziękuję za wywiad. A Państwa zapraszam do lektury niezwykle wzruszającej powieści Laury Orsetti pod tytułem Wyspy szczęścia. Zapewniam, że jest to jedna z tych książek, które na długo pozostają w pamięci.

 

Wywiad z Laurą Orsetti, autorką powieści "Wyspy szczęścia"